W kawiarence małej
tak, że drzwi nie zamkną
byłam tylko ja
ze szklanką i ten pan.
Kiedy mówił, że
poeta uwierzyłam przecież,
dobrze wiem
sami poeci są na świecie.
Potem listy szły
i wierszy sześć na dzień.
Wypełniłam szuflad
osiem, aż po brzeg.
Dzisiaj tylko łzy
w szufladach suszę i cię błagam, żebyś tu
czasem nie wracał.
Piekła i raje.
Cisza i dzwon.
Często się zdaje ci, że to już jest on.
Zanim się drugą uroni łzę
Za nim, ach, za nim pierwsza dawno schnie.
W parku wielkim tak,
że źle samotność nieść
wypatrzyłam jego
ślady a on mnie.
Kiedy podszedł
z obawami, pomnożyłam wszystkie,
dobrze wiem
jak trudno mieć co łatwo przyjdzie.
Potem ciche dni
i telefonów brak.
Pamiętałam z filmów,
że to dobry znak.
Dzisiaj tylko liść
w szufladzie suszę i na razie, widzę że
codziennie wraca.
Piekła i raje.
Cisza i dzwon.
Często się zdaje ci, że to już jest on.
Zanim się drugą uroni łzę
Za nim, ach, za nim pierwsza dawno schnie.
czwartek, 28 marca 2013
środa, 27 marca 2013
List
Piszę do Ciebie wiersz
Bo list trzeba by wysłać
W zasadzie.
A wiersz… wiersz zapomina się łatwo.
Tudzież gubi w szufladzie.
A chciałbym napisać Ci o tym
Jakie mam z Tobą kłopoty.
Bo weźmy choćby poranek
Jak wstaję
(a czasem się zwlekam)
To pierwsze o czym pomyślę
Że trzeba czekać dzień cały
(i czekam)
Nim znowu zasnę i Cię przyśnię.
A potem znów gdzieś przy kawie
Naprędce pitej z ochotą
Przypomnisz mi się łaskawie
I znów mam Cię w głowie.
O! Potąd!
Na szczęście mam telefony
(dwa jeszcze lecz myślę o trzecim)
I dzwonią na szczęście od rana.
I dzwonią.
I dzwonią.
Czas leci.
I leciałby może tak dalej.
Ze cztery nawet godziny
Gdyby nie liść opodal w kolorze Twojej czupryny,
Gdyby nie cień niczym Twojej skinienie ręki.
Gdyby nie głos gdzieś zza pleców
(zupełnie jak Twój głos, przysięgam!)
Gdyby nie kolor jakiś Twojego swetra czy buta.
Gdyby nie zapach wszelki.
Słowo.
Gest.
Jakaś nuta.
I z tych pretekstów. Przywidzeń.
Omamień.
Złudzeń i omdleń.
Pełen jest dzień mój cały.
Zapomnień i nagłych przypomnień.
Więc kiedy wieczorem się kładę.
Pewien znów kto mi się przyśni.
To jakbym już z Tobą mieszkał.
Jakbyśmy byli
Najbliżsi.
I za to jestem Ci wdzięczny
Jak bliskiej być można osobie
Że chociaż już mieszkasz ze mną
Nie muszę sprzątać po Tobie.
Nie muszę prać Twoich ubrań
Ustawiać butów i książek
Prasować bluzek
I żaden nie przybył mi obowiązek.
Skoro więc Twoja obecność
Same korzyści przynosi
(i nieobecność Twoja, o którą nikt Cię nie prosi)
To może odpowiesz mi tylko
(nawet jeśli nie dzisiaj)
Czemu w moim mieszkaniu
Tak smutno?
I taka cisza?
Bo list trzeba by wysłać
W zasadzie.
A wiersz… wiersz zapomina się łatwo.
Tudzież gubi w szufladzie.
A chciałbym napisać Ci o tym
Jakie mam z Tobą kłopoty.
Bo weźmy choćby poranek
Jak wstaję
(a czasem się zwlekam)
To pierwsze o czym pomyślę
Że trzeba czekać dzień cały
(i czekam)
Nim znowu zasnę i Cię przyśnię.
A potem znów gdzieś przy kawie
Naprędce pitej z ochotą
Przypomnisz mi się łaskawie
I znów mam Cię w głowie.
O! Potąd!
Na szczęście mam telefony
(dwa jeszcze lecz myślę o trzecim)
I dzwonią na szczęście od rana.
I dzwonią.
I dzwonią.
Czas leci.
I leciałby może tak dalej.
Ze cztery nawet godziny
Gdyby nie liść opodal w kolorze Twojej czupryny,
Gdyby nie cień niczym Twojej skinienie ręki.
Gdyby nie głos gdzieś zza pleców
(zupełnie jak Twój głos, przysięgam!)
Gdyby nie kolor jakiś Twojego swetra czy buta.
Gdyby nie zapach wszelki.
Słowo.
Gest.
Jakaś nuta.
I z tych pretekstów. Przywidzeń.
Omamień.
Złudzeń i omdleń.
Pełen jest dzień mój cały.
Zapomnień i nagłych przypomnień.
Więc kiedy wieczorem się kładę.
Pewien znów kto mi się przyśni.
To jakbym już z Tobą mieszkał.
Jakbyśmy byli
Najbliżsi.
I za to jestem Ci wdzięczny
Jak bliskiej być można osobie
Że chociaż już mieszkasz ze mną
Nie muszę sprzątać po Tobie.
Nie muszę prać Twoich ubrań
Ustawiać butów i książek
Prasować bluzek
I żaden nie przybył mi obowiązek.
Skoro więc Twoja obecność
Same korzyści przynosi
(i nieobecność Twoja, o którą nikt Cię nie prosi)
To może odpowiesz mi tylko
(nawet jeśli nie dzisiaj)
Czemu w moim mieszkaniu
Tak smutno?
I taka cisza?
Tęsknię
wysyłam siódmego gołębia
przez okno
z kolejnym listem
w którym piszę jak godziny się wloką
wszystkie
jeszcze mi ani jeden nie wrócił
na parapet
z żadną odpowiedzią
pewnie u ciebie na kanapie
siedzą
pewnie je częstujesz okruchem
i zwlekasz
czasem drzemiesz
i pewnie nie ma na co czekać
moje stęsknienie
i pewnie się dziwisz niemało
patrzysz przez szybę
że jeszcze jeden przyleciał ptak
i pytasz: jak
to jest możliwe?
no jak?
wysyłam ósmego gołębia
wysyłam ósmego gołębia
Subskrybuj:
Posty (Atom)