Nie otwieram już drzwi.
Listy wrzucam do skrzyń.
Telefony na dnie.
Kalendarze drę.
Nie wyglądam już dnia.
Zegar stoi, a ja
w szybie dostrzegam blask.
Gdzieś tam twoja twarz.
Nie ma mnie w lustrach i snach.
Nie ma nocami, a w dniach
przechodzę obok jak wiatr.
Czasami deszcz.
Jestem szeptem zza ścian.
Wzruszeniem ramion i skał.
Wczoraj w sekundy dwie
zabrałaś całego mnie.
Nie ma mnie w lustrach i snach.
Budzę się w nocy jak duch.
Z podłogi unoszę kurz.
Przed światłem uciekam w cień.
Przez cienie w sen.
Nie buduję już zdań.
Słucham ciszy, a tam
mieszam się z barwą tła.
Gdzieś tam twoja twarz.
Nie ma mnie w lustrach i snach.
Nie ma nocami, a w dniach
przechodzę obok jak wiatr.
Czasami deszcz.
Jestem szeptem zza ścian.
Wzruszeniem ramion i skał.
Wczoraj w sekundy dwie
zabrałaś całego mnie.
Nie ma mnie w lustrach i snach.
Wczoraj w sekundy dwie
zabrałaś całego mnie.
Nie ma mnie w lustrach i snach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz